Już w niedzielę, czeka mnie tygodniowa wyprawa konna do Narodowego Parku Waszlowani. Sklepów spożywczych się tam nie spodziewam i jeszcze jak na złość wczoraj napadało śniegu po kolana. Pomyślałam, że zamiast standardowych zupek chińskich skorzystam ze swojego historycznego doświadczenia zmieszanego z odrobiną szaleństwa.
Czas ucieka...pora zacząć robić zapasy :)
Mój nr 1, czyli suszona wołowina
Składniki:
1 kg mięska wołowego (To mogą być lepsze, droższe kawałki, np.: antrykot, ligawa. Ja zwykle wybieram tańszą, ładną pręgę i odcinam tłuszczyk).
1 łyżka oleju lnianego
8 ziarenek jałowca
2 łyżki lubczyku
2 łyżki rozmarynu
2 łyżki czosnku niedźwiedziego lub 2 wyciśnięte ząbki zwykłego
1 czubata łyżeczka zgniecionego w moździerzu pieprzu w ziarenkach
2 łyżki soli
2 łyżki octu balsamicznego
Mięsko kroimy w poprzek włókien na jak najcieńsze plastry. Wkładamy je do miseczki i mieszamy ze wszystkimi przyprawami. Dobrze je masujemy dłońmi, żeby załapały smaczek :) Miseczkę przykrywamy i zostawiamy na noc.
Jeśli dysponujecie historycznym paleniskiem mięsko można nawlec igłą na lnianą nić (jak grzyby) i nad nim rozwiesić. W takiej formie wysuszenie zajmie ok 4-5 dni.
Mój czas niestety jest ograniczony i dysponuję tylko piekarnikiem elektrycznym :(
Rozkładam plasterki mięska na raszkach kładąc poniżej folię lub papier. Zostawiam je w piekarniku w temperaturze 60 stopni na jakieś 14 godzin. Ważne! - Drzwiczki muszą być lekko uchylone.
W czasie wyprawy suszone mięso można żuć jak chipsy- mniam :). Do tego po sproszkowaniu świetnie nadaje się jako podstawa zupy albo dodatek do kaszy i płatków owsianych.
Byleby puścili mnie z tym na lotnisku :o
A.
A ile z kilograma wychodzi tego po wysuszeniu?
OdpowiedzUsuńPatrząc na to objętościowo - jedna gliniana miska, ok. 300 gram.
OdpowiedzUsuń