piątek, 20 marca 2015

Jak nie zginąć na wyprawie, czyli trwały i niezawodny smalec Pemikan

Korzystając z okazji, że mam suszone mięso postanowiłam wypróbować kolejny przepis wyprawowy, który niejednemu podróżnikowi uratował życie. W średniowieczu łój i suszone mięso były powszechnie stosowane. Czemu więc ich nie wymieszać tworząc trwały smalec?
W wielu miejscach przeczytałam, że pemikan jest niesmaczny...aż muszę się przekonać :)

Słoik mało histo ale ma przetrwać lot samolotem :P

Składniki:
garść suszonej wołowiny
20 dkg słoniny
ząbek czosnku
łyżka majeranku
sól i pieprz











Dobrze wysuszone mięso rozdrabniamy w moździerzu na proszek.








Słoninę kroimy w drobną kostkę i wytapiamy w małym garze, trójnogu lub patelni na delikatnym płomieniu. W trakcie, kiedy pojawi się tłuszczyk dodajemy zgineciony ząbek czosnku. Cierpliwie mieszamy, żeby wypociło się jak najwięcej smalczyku.Tym razem nie zależy nam na skwarkach, bo są mało trwałe. 
Tłuszczyk ze słoniny przecedzamy przez gazę oddzielając skwarki (które można zjeść ze smakiem:).

Dodajemy pieprz, sól, majeranek i sproszkowane mięso. Tak powstałą zupkę przelewamy do zamykanego pojemnika i odstawiamy do stężenia.
Efekt końcowy - Jak smakuje przekonamy się w Gruzji :)

Chora A. znad garów

P.S. Pemikan na wyprawie został pożarty niemal od razu i to z takim smakiem, że wszyscy mlaskali z zadowolenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz