Upieczenie czegoś w ziemnym dole zaistniało w mojej głowie za sprawą Łukasza Łuczaja.
Parę lat temu oglądałam jego program i nie byłam zbyt przekonana do frytek z łopianu, jednak gusta się zmieniają, a człowiek zbierający książki kucharskie nie może nie trafić na jego dzieło, które stanowi doskonałą pożywkę dla rekokucharzenia :)
Przyznam, że z lekką obawą podchodziłam do tego przepisu, ale wyszło świetnie!
Jak to zrobić?
Przyprawiamy mięsko - dowolne. U nas to schab środowy zamarynowany w: musztardzie z miodem z dodatkiem lebiodki, czosnku niedźwiedziego i zwykłego.
Kopiemy dół o średnicy 3-4 razy większej niż kawałek mięsa, który chcemy upiec i wysokości 40 cm, wykładamy dno i boki płaskimi kamieniami.
Następnie na rusztowaniu z gałązek, które zapewni nam odpowiednią cyrkulację powietrza (zwykła kratka ułożona na dnie dołu) rozpalamy ognisko. Dokładamy dużo suchych gałęzi i palimy je przez minimum godzinkę.
Resztki drewna i popiół/żar wyrzucamy z dołu za pomocą kawałka kory lub łopatki. Przykrywamy gorące kamienie grubą warstwą jadalnych (a przynajmniej nietrujących) roślin lub liści np. chrzanu, dębu, brzozy, lipy, komosy, macierzanki, lebiodki). Warstwa powinna być dość gruba, tak, żeby dobrze izolowała mięso od resztek popiołu, piachu i innych chrzęszczących w zębach paskudztw.
Układamy mięso w dole i przykrywamy kolejną grubą warstwą liści.
Na wierzch układamy wieczko z kory, następnie delikatnie zasypujemy kilkunastoma centymetrami ziemi.
Nad efektem naszej pracy nie powinien unosić się dym. W takim przypadku nasze mięso może się spalić.
Zostawiamy wszystko w spokoju na minimum 3 godziny, a najlepiej całą noc, bądź cały dzień.
Po upływie tego czasu, delikatnie odkopujemy.
I jemy
Have fun! ;)
G.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz